Guri - replikantka, która jest jedną z bohaterek starego kanonu Star Wars. Została stworzona i zaprogramowana do zabijania oraz słuchania rozkazów. Mimo tego wbrew wszystkiemu zapragnęła się zmienić, chciała przestać być morderczynią na rozkazy. Historia Guri skłania do refleksji nad świadomością sztucznej inteligencji, kiedy SI (sztuczną inteligencję) możemy traktować jak człowieka (jak istotę świadomą?).
Mamy 2021 rok, ukazała się nowa filmowa trylogia, sporo
komiksów i powieści w nowym, tworzonym przez korporację Disney kanonie Star
Wars. Nie wiem jak jest w Waszym przypadku ale jeśli chodzi o moją skromną
osobę to Disney cały czas utwierdza mnie w postanowieniu trwania przy starym
kanonie. Dla mnie najfajniejsze są książki, komiksy, przewodniki, gry i filmy
które ukazały się od lat 70-tych XX wieku do roku 2014. Moim zdaniem epizody
VII-IX (oraz wszystko to co ukazało się po roku 2014) nie mają w sobie tego
czegoś co miał stary kanon Star Wars (Expanded Universe, tzw. Legendy).
Powieści, które ukazywały się w starym kanonie były po prostu
bardziej spójne, logiczne i poszerzały uniwersum o wiele bardziej. W nowym
kanonie książki /komiksy sprawiają wrażenie jakby je pisano dla młodszego
widza, są mniej mroczne nastawione w moim odczuciu nie na poszerzenie uniwersum
ale na zarabianie pieniędzy.
Może ujmę to inaczej: W moim odczuciu w starym kanonie tworzono
książki /komiksy przede wszystkim dla fanów, było w nich czuć, że autorom zależy
głównie na rozwoju uniwersum, a dopiero potem na pieniądzach. W kanonie Disneya
moim zdaniem pieniądze grają pierwsze skrzypce, dlatego rewolucyjne i mroczne serie
książkowe podobne do „Nowej Ery Jedi”
lub „Przeznaczenie Jedi” pod rządami
Disneya nigdy nie powstaną. U Disneya liczy się chyba tylko kasa i poprawność polityczna
– moim zdaniem takie podejście zabija ducha Gwiezdnych Wojen.
Stary kanon też był
poprawny politycznie…
Serio w Stary kanon Gwiezdnych Wojen też był postępowy,
pokazujący, że tolerancja dla odmienności i różnych gatunków jest ważna. Tolerancyjną
postawę prezentowali Rebelianci, którzy nie odrzucali nikogo kto wierzył w ich
ideały. Inaczej (w starym kanonie) było w przypadku Imperium Palpatine. Dla
imperatora rasy inne niż ludzie były czymś gorszym. Ale nawet u niego zdarzały
się wyjątki takie jak zaakceptowanie jako ucznia Dartha Maula, który był
Zabrakiem oraz admirała Thrawna należącego do rasy Chissów.
Innym przykładem pokazywania odmienności w starym kanonie Star
Wars jest to jak przedstawiano na przykład Huttów, którzy byli istotami
zmiennopłciowymi. Huttowie czasem byli mężczyznami, a innym razem kobietami
(wiele zależało od tego, czy są akurat w ciąży). Osoby zainteresowane
zgłębieniem tego zagadnienia odsyłam do Trylogii Hana Solo, trzech świetnych książek
autorstwa Ann C. Crispin wydanych w latach 1997-1998.
W starym kanonie Gwiezdnych Wojen była też rasa Rynów, czyli takich
galaktycznych tułaczy bez rodzinnej planety, których wszyscy potępiali
(podobnie jak Żydów w realnym świecie). Rynowie
na łamach wielu powieści spotykali się z brakiem tolerancji, byli obwiniani o
liczne nieszczęścia i czasem prześladowani. Mimo tego trwali przy swojej
kulturze, nie wstydzili się tego kim są i to było pięknie pokazane w naprawdę
wielu powieściach starego kanonu.
W starym kanonie mistrz Luke Skywalker wziął ślub z rudą
laską (Marą Jade), która kawał życia służyła paskudnemu Imperatorowi co samo w
sobie stanowi piękny przykład akceptacji, wspaniały przykład miłości kogoś, kto
prędzej był wrogiem. Nawet taki Kyp Durron, który (będąc pod wpływem Ciemnej Strony Mocy) wysadził w powietrze cały
układ planetarny (Caridę) doczekał się przebaczenia. Już nawet nie wspomnę, że Luke Skywalker do swojego Nowego Zakonu
Jedi na księżycu Yavin 4 przyjmował uczniów ze wszystkich ras i wyznań -
normalnie tolerancja i poprawność polityczna pełną parą. Mimo tego Disney to tak
po prostu wszystko odrzucił, a precyzyjniej zablokował dalszy rozwój (gdyby chociaż
pozwolili na to żeby od czasu do czasu w starym kanonie pojawiła się jakaś nowa
powieść albo komiks – chociaż 2-3 egzemplarze na rok to bym tak nie narzekał. Niestety
nowi właściciele marki Star Wars definitywnie zakazali dalszego rozwoju starego
kanonu!)
Poprzedni kanon Gwiezdnych Wojen był otwarty na różne
możliwości, począwszy od zmiany płci, a skończywszy na klonowaniu narządów,
klonowaniu całych żywych istot i tworzeniu sztucznej inteligencji (np. Guri). Pamiętam,
że w „Trylogii Hana Solo” był dostojnik imperialny, który lubił uprawiać seks z
istotami innych ras. Z kolei w serii książkowej „Przeznaczenie Jedi” fajnie opisano
Vestarę Khai, wojowniczkę Sithów, która mimo bycia po Ciemnej Stronie Mocy
starała się postępować właściwie. Interesująco przedstawiono jej rozwój i rozterki
moralne. Była też Allana Solo, mała wnuczka Hana Solo, której rozwój zapowiadał
się obiecująco, i której przyszłości już nie poznamy ponieważ korporacja Disney
zatrzymała rozwój starego kanonu.
Moim zdaniem wystarczyło tylko zekranizować książki ze
starego kanonu i sukces byłby murowany. Jestem przekonany, że filmy
ekranizujące „Trylogię Thrawna” lub „Trylogię Hana Solo” albo mroczną i
brutalną serię „Nowa Era Jedi” byłyby przełomem w historii kinematografii. To
byłby Gwiezdne Wojny nakręcone w klimacie horroru, dramatu, grozy i nadziei. To
naprawdę byłoby coś po czym milionom ludzi w kinach opadłyby szczęki.
A tak mam to co mamy czyli taki nowy trochę miałki kanon,
którego przyszłość nie zapowiada się obiecująco. Prawdopodobnie za 5-10 lat
przy marce Star Wars pozostaną tylko nieliczni, najbardziej wytrwali fani. No
chyba, że z każdym nowym filmem /serialem Disney będzie zabiegał o uwagę coraz
młodszych widzów. Wówczas zamiast mrocznych i twardych Gwiezdnych Wojen
otrzymamy dziecinne i bajeczne klimaty, które moim zdaniem do Star Wars nie
pasują.
Moralność w starym kanonie Star Wars…
Szczerze mówiąc jako fan starego kanonu jestem trochę
zniesmaczony zachowaniem niektórych Jedi w różnych okresach dziejów. Weźmy
pierwszy z brzegu przykład. Film i książka "Mroczne widmo" (epizod
I). Na planecie Tatooine istnieje niewolnictwo, cierpią niewinne istoty i przypadkowo
(lub zgodnie z wolą Mocy) na planetę tę trafiają Jedi. Co robią Jedi, a
konkretnie Qui-Gon Jin? Powinni uchronić niewinne istoty przed cierpieniem,
zabić lub uwięzić handlarzy niewolników, zlikwidować całe zło. No ale oni tego
nie robią, niby ocalili jednego niewolnika (Anakina) bo był silny Mocą. A co z
tymi, którzy silni Mocą nie byli? Co z biednymi Twi'lekankami, które zasuwają w
łańcuchach i są zapewne gwałcone przez całe życie? Gdyby wówczas Qui-Gon Jinn
zabił złych Huttów to biedna Twi'lekanka Oola by nie została pożarta przez
rankora w epizodzie VI (Powrót Jedi). Podobnie w serialu animowanym "Wojny
Klonów". Już w pierwszym odcinku Huttowi porwano dziecko i Jedi ruszają
(słusznie) dzieciaka ratować. Problemem jest jednak to, że jak nigdy nic Obi-Wan
Kenobi leci na Tatooine i rozmawia z Huttem obok którego tańczą niewolnice. Jak
Jedi może negocjować z tymi złymi, którzy na jego oczach zadają cierpienie
niewinnym? No ludzie litości! Gdzie kodeks? Gdzie to całe gadanie o tym, że
Jedi walczą z tymi złymi i chronią tych słabych? A przepraszam bym zapomniał.
Tatooine przecież leży za granicami Republiki i prawo tam nie sięga. No kurcze,
Jedi mają się kierować głosem Mocy i chronić niewinnych!
I tu chyba
leży problem. Jedi w okresie wojen klonów i prędzej stali się zależni od
Republiki. Nie zawsze tak było. Historia galaktyki zna okresy, w których
mistrzowie Jedi byli rozproszeni i niezależni od żadnego rządu oraz żadnej
Rady. Cztery tysiące lat przed bitwą o
Yavin , jeszcze przed wojną z mrocznym Sithem Exarem Kunem nie istniała żadna
Rada Jedi. Każdy mistrz w tamtym okresie uczył tylu uczniów ilu chciał, jak
chciał i gdzie chciał. Niektóry Jedi zakładali wówczas rodziny, celibat nie
istniał, a mimo tego czynili więcej dobra niż w okresach zależności od rządów i
Rady. Wystarczy tylko wspomnieć wybitnych mistrzów z tamtego okresu takich jak
na przykład Arca Jeth i mistrz Thon. Jedna z najsłynniejszych
Jedi tamtego okresu, Nomi Sunrider
jest trochę podobna do Rey z kanonu Disneya. Obie (Rey i Nomi) miały opory
przed walką mieczem świetlnym.
Wróćmy
jeszcze do planety Tatooine i Qui-Gon Jina, który podobno kierował się głosem
Żywej Mocy (ble ble ble a niewolnicy cierpieli). Gdyby na jego miejscu znalazł
się inny Jedi na przykład Kerra Holt
(bohaterka świetnej powieści "Błędny rycerz") to
wówczas na sto procent na planecie by doszło do wielu pozytywnych zmian. Kerra
współczuła wszystkim cierpiącym i nie potrafiła przejść obok nich obojętnie. Kerra Holt żyła co prawda tysiąc lat przed
Lukiem Skywalkerem i pokolenie przed Darthem Banem ale (moim zdaniem) była
bardziej moralna i realizowała ideały Jedi lepiej niż cała Rada Jedi z okresu
wojen klonów razem wzięta.
Warto
wyjaśnić, że Jedi odrzucali uczucia (więzi) do rodziny i przywiązanie do
bliskich tylko w niektórych okresach. Po wojnie z Exarem Kunem (jakieś 4 tys.
lat przed bitwą o Yavin) powstała Rada Jedi i wówczas rozpoczął się smutny
okres uzależniania Jedi od Republiki. Pojawił się też celibat. Jedi mieli
odrzucić uczucia do płci przeciwnej i skupić się na słuchaniu mocy i służeniu
Republice - blebleble. Przed powstaniem Rady Jedi i zakończeniem wojen z Exarem
Kunem było inaczej. Każdy mistrz jedi uczył uczniów najczęściej na jakiejś
słabo zaludnionej planecie (np. mistrz Arca Jeth i mistrz Thon). Mąż słynnej
Jedi, Nomi Sunrider też był Jedi. Oboje byli wspaniali u czynili dużo dobra
mimo tego, że istniały między nimi więzi. Nomi Sunrider miała córkę i nie
przeszkadzało jej to w byciu świetnym Jedi. Przykładów tego typu można
przytoczyć wiele.
Powstanie Rady Jedi i zależność od
Republiki doprowadziła do upadku Zakonu - Wielkiej Czystki i rozkazu 66. To jak Zakon był wypaczony w tamtym
okresie widać np. w filmie „Mroczne Widmo” (ep. 1). Kiedy mały Anakin na
planecie Tatooine pyta mistrza jedi Qui-Gon Jina, czy wyzwoli niewolników. Ten
mu odpowiada od razu, że nie wyzwoli. Mały Anakin jednak uważa inaczej. To
symboliczna scena, gdyby mistrz jedi nie bawił się w wyścigi tylko zabrał do
roboty i rozwalił Huttów, wyzwolił niewolników to wówczas by postąpił tak jak
trzeba. Qui-Gon Jinn kierował się głosem Żywej Mocy, czyli tym co tu i teraz.
Był krótkowzroczny. Mały Anakin zaś chyba miał przebłyski Jednoczącej Mocy,
widział pewien całokształt (szerszą perspektywę) zgodnie z którą prawdziwy Jedi
powinien wyzwolić niewolników.
Jedi byli
kimś kto broni słabszych. Nie przeszkadzało im to przymykać oczu na
niewolnictwo i cierpienia Twi'lekanek u Huttów i innych, którzy lubili męczyć
niewolnice i niewolników. Cóż za
hipokryzja! Nie uratujemy was bo tu nie sięga prawo Republiki. Jedi powinien
się kierować głosem Jednoczącej Mocy i uzupełniającej ją Żywej Mocy. Powinien
pomagać każdemu kto cierpi. Prawem Republiki kierują się funkcjonariusze
Republiki, a nie Jedi!
W Nowym
Zakonie Jedi w starym kanonie Luke Skywalker uczył inaczej. Kodeks został ten
sam, gadanie o Jasnej i Ciemnej stronie Mocy było podobne ale już nie obowiązywał
celibat, można było zakładać rodziny lub żyć samotnie - jak kto wolał. Nie
straszono, że tworzenie więzi z członkami rodziny, przyjaciółmi, ukochanymi
jest czymś co może sprowadzić Jedi na Ciemną Stronę Mocy. Nowy Zakon w wielu
aspektach przewyższał zdemoralizowanych Jedi z czasu wojen klonów. Nie dziwię się, że Ahsoka Tano dała sobie
spokój z Jedi i zaczęła szukać innej ścieżki na której by mogła czynić dobro.
No, ale w
starym kanonie Luke Skywalker też moim zdaniem w pewnym momencie popełnił błąd
robiąc z siebie Wielkiego Mistrza, czyli takiego "Turbo Jedi", który
może wszystkim rozkazywać. Wśród Jedi nie powinno być Rady i żadnych
"szefów". Jedi powinni być rozproszeni po galaktyce, bez żadnej
scentralizowanej władzy. Jedi nie są od tego żeby jakieś rządy utrzymywały ich
ze swoich podatków, to nie o to chodzi. Jedi
mają podróżować po całej galaktyce i chronić tych, którzy cierpią. A jeśli
ludzkie prawo pozwala na cierpienie niewinnych to tym gorzej dla tego prawa.
W niektórych okresach tak mniej więcej było :) Niestety, tylko w niektórych
przez większą część długiej historii była zawsze jakaś dziwna Rada Jedi i jej
zależność od władz.
Idźmy dalej.
Jasna Strona Mocy i zachowanie jej użytkowników. W starym kanonie w Trylogii
Thrawna była scena z Lukem, który nie dał skrzywdzić swojego droida (Artoo
R2-D2). Podobnie w kanonie Disneya Rey zdobyła moje serce kiedy nie chciała
sprzedać BB-8. I teraz pytanie, czy każdy użytkownik jasnej strony Mocy dba o
droidy? Odpowiedź brzmi NIE. Wielu
Jedi nawet się nie przejęło kiedy ktoś rozwalił im droida, ba często wysyłali
swoje roboty na czyszczenie pamięci. Jaki płynie z tego wniosek? A no taki, że
czynienie dobra może być w jakimś stopniu zależne od charakteru, a nie od tego
po której stronie Mocy jesteś. Oczywiście czynieniu dobra sprzyja Jasna Strona
Mocy ale w każdym pokoleniu tylko nieliczni stali się takimi prawdziwymi Jedi,
którzy bronią każdego życia (nawet życia sztucznej inteligencji – dobrym przykładem
w starym kanonie jest historia replikantki Guri).
Równowaga Mocy i mistycyzm…
Artykuł ten
nie jest poświęcony Równowadze Mocy i zagadnieniom mistycznym ale nie byłbym
sobą gdybym chociaż nie zahaczył o tę tematykę i nie przygotował gruntu pod
rozważania w przyszłych artykułach. O Równowadze Mocy sporo się mówi i pisze w
kanonie Disneya.
Pragnę jednak
zaznaczyć, że w starym kanonie takiej Równowagi Mocy też szukano. Mamy komiksy
i powieści między innymi książkę "Świt Jedi: W nicość",
której akcja dzieje się 25793 lata przed bitwą o Yavin. Powieść opowiada o tym
jak na planecie Tython powołano do życia starożytny zakon Je'daii - można
powiedzieć, że to odpowiednik świątyni na planecie Ahch-To z kanonu Disneya. W
starym kanonie była jeszcze seria komiksowa "Dawn of the Jedi"
opowiadająca o mitycznej genezie (początkach) zakonu Jedi. Wszystko skupiało
się na zrozumieniu Mocy i pewnych tajemniczych statkach w kształcie piramid.
Disney genezę Jedi rozgrywa trochę inaczej ale równie ciekawie i tajemniczo –
tak przynajmniej było bo jak już wspomniałem kanon Disneya mocno skręca w
stronę takiej nielogicznej luźnej bajki dla najmłodszych widzów co mnie
niepokoi.
Jeśli zaś
chodzi o inne podobieństwa to zarówno w nowym jak i w starym kanonie Luke
Skywalker odrzucił niektóre nauki Jedi. W starym kanonie pozwolił na to żeby
jego uczniowie mieli żony, ba sam miał żonę Marę Jade. Z drugiej strony w
czasach starożytnych też zdarzały się okresy, że Jedi mogli mieć żony (np. Nomi
Sunrider miała męża). W starym kanonie Luke zastanawiał się często na tym czym
jest Równowaga Mocy - było to widoczne zwłaszcza w serii książkowej „Przeznaczenie
Jedi”, gdzie pojawiła się dziewczyna Sith Vestara Khai (nie była walniętym
mordercą i do tego zakochała się w Benie, synu Luka Skywalkera. Pojawił się
problem, czy ta dziewczyna będąca po Ciemnej Stronie Mocy faktycznie jest złem
wcielonym jak inni Sithowie. Skoro nie jest taka zła mimo przynależności do
Ciemnej Strony to może złe uczynki nie są związane tylko z tym po jakiej
stronie Mocy się jest? Może chodzi o charakter człowieka, psychikę i jakieś
inne wewnętrzne uwarunkowania?)
To co napisałem powyżej pokazuje, że użytkownicy Ciemnej Strony Mocy nie zawsze byli bezwzględnymi mordercami, czego dobrym przykładem jest wspomniana Vestara Khai. Dziewczyna, pojawiła się w starym kanonie w serii książek "Przeznaczenie Jedi" i zakochała się w Benie Skywalkerze (synu Luke i Mary Jade). Nie chcę wchodzić w szczegóły ale uważam, że nie można wrzucać Vestary do jednego worka np. z Vaderem, Palpatinem lub Darthem Cadeusem, którzy mordowali masowo.
Zresztą Jedi, który najpierw był "dobry", a potem przechodził na Ciemną Ctronę Mocy (np. Darth Vader, Darth Cadeus, Ulic Quel-Droma, Relin Drrur) mordowali często bardziej niż Sithowie, którzy od początku byli po Ciemnej Stronie Mocy. Tak więc zabijasz bo jesteś po Ciemnej Stronie Mocy, czy zabijasz bo masz paskudny charakter, a ciemna strona daje upust twojej złości? Oto jest pytanie.
Podsumowując w starym kanonie (pomijając historię o Niebiańskich i Rakatanach) historia Jedi zaczyna się tak mniej więcej 25 tys. lat BBY (przed bitwą o Yavin). Historia ta jest związana między innymi z planetą Tython i tzw. Wojnami Mocy. Natomiast w kanonie Disneya jest trochę inaczej, planeta Tython owszem istnieje i też odgrywa jakąś rolę ale najważniejsza wydaje się być Ahch-To na której podobno był Pierwszy Jedi i Pierwsza Świątynia. Muszę powiedzieć, że kwestię mistycyzmu (i początków Jedi) w obu kanonach zaprezentowano w sposób ciekawy :)
Powiem więcej kodeks, czyli pięć zasad postępowania Jedi są takie same w obu kanonach co mnie ucieszyło (Nie ma emocji, jest spokój / nie ma ignorancji, jest wiedza / Nie ma pasji, jest pogoda ducha / Nie ma chaosu, jest harmonia /Nie ma śmierci, jest Moc). Słowa kodeksu Jedi, które przytoczyłem w nawiasie pochodzą ze starego kanonu i zostały sformułowane przez mistrza Odan-Urra, który urodził się ponad 5 tys. lat przed bitwą o Yavin. Kodeks ten w realnym świecie stanowił podwaliny dla tzw. religii Jedi, którą wyznaje wiele osób.
Disney na
szczęście uszanował kodeks i umieścił go w swoim kanonie. Słowa kodeksu
pojawiają się między innymi w filmie Ostatni Jedi (epizod VIII) dokładnie w
scenie, w której Rey zbliża się do drzewa Mocy na Ahch-To, słychać wówczas
śpiew (nie przetłumaczony w filmie na język polski) wyśpiewywane są słowa
kodeksu Jedi. Poza tym kodeks pojawia się w niektórych komiksach oraz książce
Mroczny uczeń z kanonu Disneya.
Ciekawostka na koniec:
Jako fan
starego kanonu Star Wars chciałbym wspomnieć, że w powieści pt.: "Odpływ" (Paul S. Kemp) rycerz
jedi Jaden Korr oczyścił szkarłatny kryształ w mieczu świetlnym ze skazy
Ciemnej Strony Mocy. O ile mnie pamięć nie myli Jaden stracił swój miecz
podczas walki z klonem Kama Solusara. Klon był po Ciemnej Stronie Mocy, miecz
był szkarłatny (tak przynajmniej na język polski kolor miecza przetłumaczył
tłumacz). W każdym razie chodzi o to, że Jaden wykonał technikę oczyszczania,
to było jakoś tak, że oczyścił kryształ z całego mroku, agresji, złości -
jednym słowem z negatywnych emocji. Efekt był taki, że klinga zmieniła kolor na
żółty.
Mam w
związku z tym pytanie do fanów i fanek starego oraz nowego kanonu Gwiezdnych
Wojen. Czy powieść Ahsoka z nowego kanonu trochę plagiatuje to co już było w starym kanonie? Wydaje mi się, że to
czego się dowiedzieliśmy w powieści Ahsoka w kwestii oczyszczania kryształów
już było w starym kanonie we wspomnianej powieści pt.: "Odpływ". Skoro stary kanon usunięto bo niby był zły to dlaczego tak często Disney robi "kopiuj-wklej" pomysłów ze starego kanonu do nowego? Czemu Disney nie może wszystkiego od zera wymyślić sam bez kopiowania z tego co podobno było złe?
Pytam tak z
ciekawości J
Niech Moc
będzie z Wami wszystkimi niezależnie od tego co uznajecie za kanon! J
Komentarze
Prześlij komentarz